„Był to dzień, w którym wybuchła moja babcia”. Powieść, którą otwiera takie zdanie, nie może być powieścią złą, nijaką czy nudną. To czuć od razu – od razu nabiera się mocnego przekonania, że tak sformułowana pierwsza linijka, frapująca, esencjonalna, w której pobrzmiewają tony osobiste, ludzkie i ironiczne, to wstęp do niekiepskiej zabawy, raca rozpoczynająca naprawdę dziki karnawał. No i „Ulica Czarnych Ptaków” Iaina Banksa jest właśnie taka. To długie święto radości, pochwała istnienia, tworzenia i miłości. Również i duchowej.
„Ulica Czarnych Ptaków” to kilka gatunków w jednym. Banks skwapliwie i z rozmysłem korzysta tutaj z rozwiązań charakterystycznych dla rodzinnych sag (obejmująca kilka ładnych dekad historia szkockiego rodu McHoanów), bildungsroman (dojrzewanie, nauki i inicjacje Prentice’a McHoana, głównego bohatera „Ulicy Czarnych Ptaków”) i powieści obyczajowej (burzliwe półwiecze, 1940-1991, przemian społecznych, kulturowych i estetycznych na Wyspach Brytyjskich). Korzysta acz nie odtwórczo, nie po to by ulepić kolejne sztywniackie i wzniosłe dzieło, kolejną panoramę czy studium narodu, lecz ku pokrzepieniu serc i gruczołów tych, co lubią dobre, pokręcone fabuły, odważne jazdy po cnotach i świętościach, wybitne frazy i humor czarny jak podniebienie redaktora Terlikowskiego. A że Banks to spec nie lada i lepszy magik, więc dzieje się to wszystko bez jakiejkolwiek straty na jakości. Więc nawet przez moment nie będziecie mieli wątpliwości, że w przypadku „Ulicy Czarnych Ptaków” obcujecie z literaturą wysoką.
Intryga w „Ulicy Czarnych Ptaków” nie rozwija się linearnie, wręcz przeciwnie, typowe są dla tej powieści cofki i przeskoki o całe dziesięciolecia, ruchome perspektywy narracyjne, nawroty, repetycje motywów i wątków, co poniekąd utrudnia mi szerszą rekapitulację jej treści. Nie chcę skwasić wam przyjemności czytania i poznawania splątanych losów McHoanów. Tym bardziej, że jednym z istotnych elementów tej niezwykłej story jest rodzinna Tajemnica, wręcz rodzinna Zbrodnia, której odkrycia podejmie się Prentice. Powiem tyle, że Banksowi, jak mało komu przed nim i po nim, udało się pokazać fatum w akcji, siłę zarówno niszczycielską, jak i kreacyjną, i w najdrobniejszych szczegółach odtworzyć – odtworzyć i puścić w ruch – mechanizm tego, co nazywamy życiem, wspólną dolę obcych, przyjaciół i wrogów, kochanków i niechcianych, tych, którzy dopiero uczą się korzystać z hojności świata, gromadzą doświadczenia, dziwią się klęskom i cieszą z triumfów i tych, dla których jest to już tylko wspomnienie gorzkiej lekcji. Możemy jedynie zgrzytać zębami z bezsiły i zazdrości, że w tym naszym pociesznym kraiku nad Wisłą tak rzadko trafia się pisarz podobny Banksowi, który o wydarzeniach ważnych, bolesnych i przełomowych dla pokoleń i jednostek – bo przecież „Ulica Czarnych Ptaków”, to nie wyłącznie chyża nawijka o ekscesach młodego, ale i Niemcy gotujący się do inwazji, i bomba atomowa, i wojna, pierwsza, w Zatoce Perskiej – umie pisać bez patosu, patriotycznego porno i kręcenia czytelnikowi wora.
Bierzcie i czytajcie Banksa. Bo nigdzie indziej nie znajdziecie tak pięknych scen i postaci jak w tej powieści: chrzczenie niemowlaka kroplą whisky, wyznanie miłosne przekazane kodem Morse’a za pomocą mięśni pochwy, chłopiec o czterech oczach, w tym trzech szklanych, wujaszek-herezjarcha, seks z własną ciotką. Postuluję – jako pedagog i redaktor postuluję – żeby „Ulica Czarnych Ptaków” trafiła do szkół w całym kraju. Po pierwsze dlatego, że to znakomita książka. Po drugie – bo promuje takie wartości i postawy prorodzinne jak ateizm, pacyfizm, wolna miłość, miękkie narkotyki.
Ja tego gościa znam tylko z Feersum Endjinn, mocne to było, ale dziwne jak jasna cholera.
Banks to trochę geniusz, z „M.” jak i bez.
Czytałeś Fabrykę Os?
1. Z obligu – w oryginale jeszcze lepsze.
2. +1 do wskazania na „Fabrykę os” (ale czemu nie Przetwórnię, to już słodka tajemnica tłumacza)
3. Nie wszystko warto, „Dead Air” czy „Canal Dreams” dają absmak.
@ Kinga
Tak, czytałem. Tutaj mam ślad po lekturze. Wprawdzie to wpis głównie o Gdańsku, ale zawsze coś.
http://www.ultramaryna.pl/pzp/?p=267
Ojej dzięki za tę recenzję wszystko co ostatnio było to smutek i mrok i już się trochę nie mogłem doczekać. Dobry ten tekst (jak zwykle). Muszę jakoś zdobyć tę książkę, znaczy kupić chyba.
@ julo
Zostaje Ci już tylko allegro lub antykwariat. Nie zanosi się bowiem na jakieś wznowienia tego Banksa. Ale warto za „Ulicą Czarnych Ptaków” pomyszkować.
Zatem jeśli Ci się podobała Fabryka Os, to bardzo polecam Shirley Jackson ‚We Have Always Lived in the Castle’ (po polsku to wyszło w jakiejś tragicznej okładce dawno temu ,chyba ‚Zawsze mieszkałyśmy w zamku’). Nie wiem jak tłumaczenie wygląda, po angielsku książka jest prze-błyskotliwa. I od razu widać, że Banks się bardzo nią zainspirował przy pisaniu Fabryki Os.
@ Kinga
O, dzięki wielkie za namiar; na pewno sprawdzę. Z kolei inni utrzymują, że Banks przy pisaniu „Fabryki os” zerkał na „Betonowy ogród” McEwana. Tym bardziej ciekawym wydaje się ten Twój typ.
Zachęciło mnie już to pierwsze zdanie, a „chłopiec o czterech oczach, w tym trzech szklanych” przeważył szalę. Będę czytać Banksa!
[…] A do poczytania jest też jeszcze Łukasz […]
No i nabyłem za sprawa tej recenzji „Ulice Czarnych Ptakow” w antykwariacie. Hosanna dla autora recenzji!