BaranovskiLudziom potrzeba trudnych piosenek
Kiedy w 2014 roku zaśpiewał w talent show „The Voice of Poland” utwór Beatlesów, było pewne, że ten urodzony w Opocznie chłopak zajdzie daleko. W tej chwili jego debiutancki krążek „Zbiór” uważany jest za jeden z najciekawszych albumów zeszłego roku, Baranovski otrzymał nominacje w aż trzech Fryderykowych kategoriach, a jego pseudonim wymieniany jest jednym tchem u boku największych artystów. Kilka dni przed rozpoczęciem jego klubowej trasy koncertowej złapaliśmy się z nim na niedługą rozmowę. Z wywiadu dowiecie się m.in. tego, jak pisało mu się bardzo osobisty numer „Mamo”, dlaczego walczy o swoje i w jaki serial telewizyjny został zaangażowany.
Ultramaryna: Rozmawiamy kilka miesięcy po premierze twojego debiutanckiego krążka. Jak z perspektywy czasu ocenisz jego odbiór?
Baranovski: Zaskoczył mnie tak pozytywny odbiór branży muzycznej, przede wszystkim dziennikarzy. Nie spodziewałem się tak dużej dysproporcji w stosunku opinii pozytywnych do tych negatywnych. Wiedziałem, że tworzenie materiału popowego, czyli muzyki środka, będzie trudne i obarczone dużym ryzykiem. Ryzykiem nietrafienia w gusta grupy docelowej. Patrząc jednak na to, co się teraz dzieje, myślę, że płyta zdała swój egzamin.
Znalazł się na niej bardzo osobisty numer „Mamo”. Nie zadrżała ci nawet przez moment ręka, kiedy go pisałeś?
Pisząc ten utwór, wiedziałem, że wychodzę do świata z czymś mocnym, poważnym i przede wszystkim ważnym. Chciałem wylać z siebie wszystkie wątpliwości co do sensu życia i przemijania. W ogóle czuję, że o tym jest moja płyta. A ten kawałek jest jednocześnie symbolem domu i bezpieczeństwa, jak i prawdziwej matki, która odgrywa wielką rolę w moim życiu.
Myślę, że proces twórczy był swoistą terapią. Nie raz grając ten utwór na koncertach, czuję, że przerabiam w głowie pewne rzeczy. Uważam, że ludziom potrzebne są takie utwory. Ludziom potrzeba trudnych piosenek, żeby mogli sobie zadawać pytania i byli prowokowani do szukania odpowiedzi.
W jednym z wywiadów powiedziałeś, że bardzo bronisz swojego terytorium – zwłaszcza tego muzycznego. Mógłbyś to rozwinąć?
Wiem, czego chcę od muzyki i wiem, jaką muzykę chcę robić. Mam wielu ludzi wokół, którzy dzielą się pomysłami i spostrzeżeniami na temat mojej pracy. Jest to dobre i dopuszczam do siebie te wszystkie opinie, żeby się rozwijać. Mam jednak taką cechę, która nie pozwala decydować innym o moich krokach. Najczęściej widać to we współpracy nad moimi utworami. Wolę odrzucić piosenkę, do której nie jestem przekonany, niż próbować się do niej przekonać. Kiedy czuję, że coś jest dobre, to choćbym się miał o to pokłócić, zawsze będę walczył o ostatnie słowo.
Niedawno pojawiła się informacja, że jesteś zamieszany w serial „Kod genetyczny”. Możesz nam zdradzić o nim coś więcej?
Tak naprawdę to nie mam zbyt wielu informacji, którymi mógłbym się podzielić. Wiem, że serial ma świetną obsadę i ujęcia – te, które widzieliśmy na planie, są bardzo obiecujące. Spokojnie mogę powiedzieć, że produkcja „Kod genetyczny” będzie należała do grupy seriali ambitnych. Efekty już niebawem.
Może powiesz nieco więcej na temat swoich tegorocznych planów?
Zagram na pewno wiele koncertów. Zaczynamy od trasy klubowej, która startuje już za moment. W lutym wypuszczam swój najnowszy singiel, do którego właśnie powstaje teledysk. Na ten moment mamy przed sobą ponad 60 koncertów, a mam nadzieję, że zagramy ich dużo więcej.
ultramaryna, luty 2020
PODZIEL SIĘ
tekst
Marcin Misztalski